Poddałam się urokowi Świąt Bożego Narodzenia i od rana siedzę w kuchni.
Jestem w Sandomierzu, mieście, które kocham i z moją ukochaną rodzinką, a zwłaszcza z moim guru kulinarnym- siostrą Agusią eksperymentujemy :)
Marynujmy śledzie i pieczemy ciasteczka. Wszyscy robią pierniczki, pierniki, a my postanowiłyśmy w tym roku zrobić piernikowe muffinki z miodem i powidłami śliwkowymi.
Potrzebne składniki:
3 jajka
1 szklanka cukru
2 szklanki mąki
2 łyżki kakao
2 łyżki przyprawy do piernika
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1 kostka masła
2 łyżki miodu
1 słoik powideł śliwkowych, najlepiej od mamy
W garnku rozpuszczamy masło, dodajemy do niego powidła, miód, kakao i przyprawy piernikowe: cynamon mielony, kolendra mielona, goździki mielone. Wszystko podgotowujemy, ale pilnujemy, by się nie zagotowało. Pozostawiamy do wystygnięcia.
W drugiej misce jajka ucieramy z cukrem. Mieszamy z wystudzoną masą, dodajemy mąkę, sodę i proszek do pieczenia.
Do wymieszanej masy dorzucamy orzechy, rodzynki, skórkę pomarańczową i co nam do głowy jeszcze przyjdzie.
Przekładamy do foremek i pieczemy w temperaturze 170 stopni przez 20 minut.
A na sam koniec dodajemy dużą szczyptę dobrego humoru i duuużo śmiechu.
Nie zdążyłam nawet przybrać ich prażonymi migdałami, bo rodzinka wpadła do kuchni i wszystkie babeczki zjadła :)
sobota, 21 grudnia 2013
sobota, 14 grudnia 2013
W PODRÓŻY...
Grudzień zaczął się dla mnie mocno podróżniczo. Co dziś odchorowuje w łóżku :) Ale pierwsze 2 tygodnie grudnia spędziłam na podróżach po Polsce. Najpierw odwiedziłam Poznań, gdzie byłam gościem na Festiwalu dla dzieci i młodzieży ALE KINO. I tu od razu muszę się pochwalić nagrodą Złotych Koziołków dla najlepszego filmu, jakim jest Rakieta- w kinach od 6 grudnia. To tyle z prywaty :) Jeśli kogoś interesuje moje życie zawodowe, to odsyłam tu: SPECTATOR.
A z krainy pyrów przeniosłam się do magicznego Krakowa, gdzie królowała wiśniówka, śliwowica i gorzka żołądkowa na ciepło:) i do tego pyszne dania.
Kiedy wyjeżdżam, jedzenie staje się najważniejszym rytuałem dnia. Bo choć rzadko jadam na mieście, to takie wyjazdy pozwalają mi bezkarnie objadać się w restauracjach. W Krakowie i Poznaniu postanowiłam popróbować nowe smaki, a szczególnie zupy.
W śnieżycę z przyjaciółką Asią i po zaprzyjaźnieniu się z kulturą i filmem indonezyjskim, postanowiłyśmy odwiedzić indonezyjską restauracje w Poznaniu- Warung Bali. Od samego progu przywitały nas egzotyczne zapachy, co przy panującej wówczas śnieżycy, wywołało w nas dość paranoiczną radość. Rozłożone na miękkich materacach, oddawałyśmy się smakowym rozkoszom. Ja zajadałam się przepyszną, bardzo delikatną z nutką słodyczy zupą Soto Betawi- aromatyczna i rozgrzewająca zupa z mleczka kokosowego. Serwowana z wołowiną bądź warzywami.
A na drugie danie podano mi przepyszne kawałki ryby- karmazyna- w chrupiącej panierce z papryką.
Nigdy w Indonezji nie byłam, ale dzięki tym potrawom w malutkim stopniu ją poczułam :)
Zaraz po przybyciu pociągiem na warszawski Dworzec Centralny, przywitał nas Jarmark Świąteczny, a na nim stoisko, obok, którego nie mogłyśmy przejść obojętnie. A mianowicie stoisko to sprzedaje regionalne przysmaki Podlasia, robione z najwyższej jakości produktów w Dworze Bartla tuż nad Biebrzą. Urokliwe miejsce na odpoczynek o każdej porze roku.
Pyszny, ciepły i aromatyczny bigosik dodał nam sił do dalszej podróży. I tu się muszę przyznać do małego grzeszku. Nie jadam mięsa, nawet ryb staram się unikać, ale na wyjazdach można sobie pozwolić na małe przewinienia :) dlatego teraz dałam sobie przyzwolenie na bigos z prawdziwą kiełbasą.
I kolejny kierunek to Kraków, który przywitał mnie ciepło i nalewkowo-alkoholowo. Nigdzie tak dobrze nie smakuje wiśniówka z sokiem cytrynowym czy gorzka żołądkowa na ciepło jak w grodzie Kraka. Najlepsze trunki podają w Chimerze tuż przy kinie Pod Baranami. A doskonałym dodatkiem była przepyszna zupa borowikowa z łazankami.
Ale nie obyło się od smakowania czegoś nowego... a mianowicie zupa krabowo-rakowa. Nie wiem jak smakują raki i pewnie nie powinnam ich jeść, ale cóż... kolejny grzeszek. Zupa-krem przypomina kolorem zupę dyniową i podobnie jak ona mocno rozgrzewa. Ale smak jest niewyobrażalnie dobry!
Po 2 tygodniach zawitałam do mojej Warszawy. Chora, zmęczona, ale i szczęśliwa, bo w swojej małej kuchence na Popiełuszki, będę mogła sobie przyrządzać smakołyki na zimowe wieczory!
A z krainy pyrów przeniosłam się do magicznego Krakowa, gdzie królowała wiśniówka, śliwowica i gorzka żołądkowa na ciepło:) i do tego pyszne dania.
Kiedy wyjeżdżam, jedzenie staje się najważniejszym rytuałem dnia. Bo choć rzadko jadam na mieście, to takie wyjazdy pozwalają mi bezkarnie objadać się w restauracjach. W Krakowie i Poznaniu postanowiłam popróbować nowe smaki, a szczególnie zupy.
W śnieżycę z przyjaciółką Asią i po zaprzyjaźnieniu się z kulturą i filmem indonezyjskim, postanowiłyśmy odwiedzić indonezyjską restauracje w Poznaniu- Warung Bali. Od samego progu przywitały nas egzotyczne zapachy, co przy panującej wówczas śnieżycy, wywołało w nas dość paranoiczną radość. Rozłożone na miękkich materacach, oddawałyśmy się smakowym rozkoszom. Ja zajadałam się przepyszną, bardzo delikatną z nutką słodyczy zupą Soto Betawi- aromatyczna i rozgrzewająca zupa z mleczka kokosowego. Serwowana z wołowiną bądź warzywami.
A na drugie danie podano mi przepyszne kawałki ryby- karmazyna- w chrupiącej panierce z papryką.
Nigdy w Indonezji nie byłam, ale dzięki tym potrawom w malutkim stopniu ją poczułam :)
Zaraz po przybyciu pociągiem na warszawski Dworzec Centralny, przywitał nas Jarmark Świąteczny, a na nim stoisko, obok, którego nie mogłyśmy przejść obojętnie. A mianowicie stoisko to sprzedaje regionalne przysmaki Podlasia, robione z najwyższej jakości produktów w Dworze Bartla tuż nad Biebrzą. Urokliwe miejsce na odpoczynek o każdej porze roku.
Pyszny, ciepły i aromatyczny bigosik dodał nam sił do dalszej podróży. I tu się muszę przyznać do małego grzeszku. Nie jadam mięsa, nawet ryb staram się unikać, ale na wyjazdach można sobie pozwolić na małe przewinienia :) dlatego teraz dałam sobie przyzwolenie na bigos z prawdziwą kiełbasą.
I kolejny kierunek to Kraków, który przywitał mnie ciepło i nalewkowo-alkoholowo. Nigdzie tak dobrze nie smakuje wiśniówka z sokiem cytrynowym czy gorzka żołądkowa na ciepło jak w grodzie Kraka. Najlepsze trunki podają w Chimerze tuż przy kinie Pod Baranami. A doskonałym dodatkiem była przepyszna zupa borowikowa z łazankami.
Ale nie obyło się od smakowania czegoś nowego... a mianowicie zupa krabowo-rakowa. Nie wiem jak smakują raki i pewnie nie powinnam ich jeść, ale cóż... kolejny grzeszek. Zupa-krem przypomina kolorem zupę dyniową i podobnie jak ona mocno rozgrzewa. Ale smak jest niewyobrażalnie dobry!
Po 2 tygodniach zawitałam do mojej Warszawy. Chora, zmęczona, ale i szczęśliwa, bo w swojej małej kuchence na Popiełuszki, będę mogła sobie przyrządzać smakołyki na zimowe wieczory!
niedziela, 1 grudnia 2013
KALENDARZ ADWENTOWY
Pamiętam z dzieciństwa jak mama kupowała mi bombonierkę z takimi okienkami, które miały numerki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest to Kalendarz Adwentowy, który trwa 24 dni. Adwent to czterotygodniowy okres przygotowania do Bożego Narodzenia. Jest to czas oczekiwania i tęsknoty, bo przecież Święta są czasem magicznym i wyjątkowym.
I to jest tak ważny okres, że ma swój kalendarz :)
W tym roku bardzo czekam na Bożonarodzeniowe ucztowanie z rodziną przy suto zastawionym stole.
Dlatego postanowiłam sobie zrobić mój osobisty Kalendarz Adwentowy.
Potrzebne przybory:
kolorowe kartki
sznurek bądź tasiemka
małe spinacze
Kartki kleimy i robimy z nich małe torebeczki. Do środka wkładamy smakołyki, karteczki z miłymi tekstami, pieniądze itp.
Sznurek przyczepiamy w dowolnym miejscu, 24 torebeczki przyczepiamy do niej spinaczami. Nic prostszego :)
W moim domu od razu zrobiło się kolorowo i radośnie. A dziś wylosowałam piękną niespodziankę- 3 zł i tekst, by zakupiła sobie kupon lotto :):):) Wierzę, że to będzie szczęśliwy traf.
Mój kalendarz
Inne propozycje kalendarzy adwentowych znalezione w sieci.
Mój ulubiony, na pewno taki zrobię za rok.

I to jest tak ważny okres, że ma swój kalendarz :)
W tym roku bardzo czekam na Bożonarodzeniowe ucztowanie z rodziną przy suto zastawionym stole.
Dlatego postanowiłam sobie zrobić mój osobisty Kalendarz Adwentowy.
Potrzebne przybory:
kolorowe kartki
sznurek bądź tasiemka
małe spinacze
Kartki kleimy i robimy z nich małe torebeczki. Do środka wkładamy smakołyki, karteczki z miłymi tekstami, pieniądze itp.
Sznurek przyczepiamy w dowolnym miejscu, 24 torebeczki przyczepiamy do niej spinaczami. Nic prostszego :)
W moim domu od razu zrobiło się kolorowo i radośnie. A dziś wylosowałam piękną niespodziankę- 3 zł i tekst, by zakupiła sobie kupon lotto :):):) Wierzę, że to będzie szczęśliwy traf.
Mój kalendarz
Mój ulubiony, na pewno taki zrobię za rok.

niedziela, 24 listopada 2013
SZLACHETNA DAMA PAVLOVA
Pavlowa to beza, niczym szlachetna dama, która wymaga czasu i uwagi. Nie wolno jej spuścić z oka i potraktować byle jak.
Beza to mój ulubiony deser, który próbowałam już kilkakrotnie przygotować sama. Ale rezultaty były opłakane. Wychodziła gumowata albo spalona.
Dlatego podejście nr 3 musiało się w końcu udać :)
Potrzebne składniki:
białka z 4 jajek
220 g cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka octu winnego
Krem:
250 g serka mascarpone
1 łyżka cukru waniliowego
1/2 szklanki śmietany 30%
sok z 1/2 cytryny
Samo przyrządzenie bezy nie jest bardzo trudne, najważniejsze jest jej suszenie, czyli obserwowanie jak białka się zachowują pod wpływem temperatury.
Nastawiamy piekarnik na 120 stopni. Białka upijamy i po łyżeczce dodajemy cukru. Miksujemy dość długo, aż piana będzie bardzo gęsta, błyszcząca i gęsta (ok 20 minut). Na sam koniec dodajemy łyżeczkę mąki ziemniaczanej i łyżeczkę octu. Mieszamy przez 2 minuty.
Następnie białka szpatułką wykładamy na papier do pieczenia i wstawiamy do piekarnika. W temperaturze 120 C pieczemy tylko przez 30 minut, a potem zmniejszamy temperaturę do 100 stopni i suszymy bezę przez 3 godziny.
Na 20 minut przed wyjęciem ciasta z piekarnika, ser mascarpone miksujemy z cukrem waniliowym. Później dodajemy śmietanę i sok z cytryny i mieszamy aż uzyskamy gęstą masę.
Po wyjęciu bezy z piekarnika, na wierzch nakładamy krem i przyozdabiamy owocami. Dobrze jest przyozdobić to dość słodkie ciasto, owocami kwaśnymi, wtedy smaki kwaśno-słodkie wspaniale się przenikają.
Jestem z siebie dumna, bo po metodzie prób i błędów moja Pavlova jest dumna, wyniosła i przepyszna :)
Beza to mój ulubiony deser, który próbowałam już kilkakrotnie przygotować sama. Ale rezultaty były opłakane. Wychodziła gumowata albo spalona.
Dlatego podejście nr 3 musiało się w końcu udać :)
Potrzebne składniki:
białka z 4 jajek
220 g cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka octu winnego
Krem:
250 g serka mascarpone
1 łyżka cukru waniliowego
1/2 szklanki śmietany 30%
sok z 1/2 cytryny
Samo przyrządzenie bezy nie jest bardzo trudne, najważniejsze jest jej suszenie, czyli obserwowanie jak białka się zachowują pod wpływem temperatury.
Nastawiamy piekarnik na 120 stopni. Białka upijamy i po łyżeczce dodajemy cukru. Miksujemy dość długo, aż piana będzie bardzo gęsta, błyszcząca i gęsta (ok 20 minut). Na sam koniec dodajemy łyżeczkę mąki ziemniaczanej i łyżeczkę octu. Mieszamy przez 2 minuty.
Następnie białka szpatułką wykładamy na papier do pieczenia i wstawiamy do piekarnika. W temperaturze 120 C pieczemy tylko przez 30 minut, a potem zmniejszamy temperaturę do 100 stopni i suszymy bezę przez 3 godziny.
Na 20 minut przed wyjęciem ciasta z piekarnika, ser mascarpone miksujemy z cukrem waniliowym. Później dodajemy śmietanę i sok z cytryny i mieszamy aż uzyskamy gęstą masę.
Po wyjęciu bezy z piekarnika, na wierzch nakładamy krem i przyozdabiamy owocami. Dobrze jest przyozdobić to dość słodkie ciasto, owocami kwaśnymi, wtedy smaki kwaśno-słodkie wspaniale się przenikają.
Jestem z siebie dumna, bo po metodzie prób i błędów moja Pavlova jest dumna, wyniosła i przepyszna :)
sobota, 23 listopada 2013
KAWA W KĄPIELI- PEELING KAWOWY
O peelingu kawowym, który można zrobić sobie samemu w domu, słyszałam dawno, dawno temu, ale jakoś nie było mi drodze, by go wypróbować na własnej skórze.
Ale kiedy zostałam sama w domu, zapaliłam sobie świeczki i zrobiłam pyszną kawkę... olśniło mi, że zaparzoną kawę z kawiarki ( fusy, które w niej zostały) mogę wykorzystać dla swojej urody.
I tak powstał mój osobisty domowy peeling kawowy.
Potrzebne składniki:
fusy z kawy
cynamon
imbir w proszku
sól
słoiczek
Podstawą tego peelingu jest kawa. Swoją zaparzyłam w kawiarce i to co zostało na sitku, przerzuciłam do słoiczka. Kiedy kawa wystygła i stała się sucha, dodałam po 2 łyżki stołowe imbiru, cynamonu i soli. Podczas kąpieli mieszamy peeling z żelem do mycia ciała i wsmarowujemy w ciało szczotką lub dłonią.
Aromat parzonej kawy unosi się w całej łazience i muszę przyznać, że skóra po takim zabiegu jest bardzo delikatna i podobno po regularnym stosowaniu, pozbawiona cellulitu :) Zobaczymy jakie efekty będą po miesiącu.
To co najfajniejsze jest w domowym peelingu, to fakt, że można go sobie skomponować wg własnych upodobań, jest banalny w przygotowaniu i praktycznie nic nie kosztuje. Takie małe cudo, a cieszy!
Ale kiedy zostałam sama w domu, zapaliłam sobie świeczki i zrobiłam pyszną kawkę... olśniło mi, że zaparzoną kawę z kawiarki ( fusy, które w niej zostały) mogę wykorzystać dla swojej urody.
I tak powstał mój osobisty domowy peeling kawowy.
Potrzebne składniki:
fusy z kawy
cynamon
imbir w proszku
sól
słoiczek
Podstawą tego peelingu jest kawa. Swoją zaparzyłam w kawiarce i to co zostało na sitku, przerzuciłam do słoiczka. Kiedy kawa wystygła i stała się sucha, dodałam po 2 łyżki stołowe imbiru, cynamonu i soli. Podczas kąpieli mieszamy peeling z żelem do mycia ciała i wsmarowujemy w ciało szczotką lub dłonią.
Aromat parzonej kawy unosi się w całej łazience i muszę przyznać, że skóra po takim zabiegu jest bardzo delikatna i podobno po regularnym stosowaniu, pozbawiona cellulitu :) Zobaczymy jakie efekty będą po miesiącu.
To co najfajniejsze jest w domowym peelingu, to fakt, że można go sobie skomponować wg własnych upodobań, jest banalny w przygotowaniu i praktycznie nic nie kosztuje. Takie małe cudo, a cieszy!
czwartek, 21 listopada 2013
KOTLECIKI Z SOCZEWICY I PIECZAREK
Te kotlety po raz pierwszy jadłam u mamy w moim rodzinnym domu. O dziwo moja mama nie robi brewerii, że nie jem mięsa. Wręcz przeciwnie pochwala to, ba nawet sama mocno je ograniczyła. Kiedy przyjeżdżam w rodzinne strony mama Wiesia staje na głowie, by przygotować mi coś boskiego wegetariańskiego.
Podaje przepis na kotleciki z soczewicy lekko zmodyfikowane. Dodałam do nich pieczarki, co sprawiło, że kotlety nie były suche.
Potrzebne składniki:
2 szklanki zielonej soczewicy
10 małych pieczarek
pół cebuli
2 jajka
sól
pieprz
czosnek
papryka mielona chilli
Soczewicę gotujemy wg przepisu na opakowaniu- ok 20-30 min. Ja wolę jak jest twardsza.
Na patelni smażymy cebulę z pieczarkami. Gdy soczewica wystygnie, blendujemy ją, ale nie za bardzo gładko. Najlepiej jak zostanie dużo niezmielonych ziarenek. Do masy dodajemy pieczarki z cebulą, 2 jajka oraz przyprawy. Na koniec posypujemy wszystko świeżym czosnkiem.
Formujemy małe kuleczki i smażymy po 3 minuty z każdej strony.
Pysznie, zdrowo i prawie jak w domu. W tym wypadku "prawie" nie robi żadnej różnicy.
Najlepiej podawać z marynowaną dynią i papryką!
Podaje przepis na kotleciki z soczewicy lekko zmodyfikowane. Dodałam do nich pieczarki, co sprawiło, że kotlety nie były suche.
Potrzebne składniki:
2 szklanki zielonej soczewicy
10 małych pieczarek
pół cebuli
2 jajka
sól
pieprz
czosnek
papryka mielona chilli
Soczewicę gotujemy wg przepisu na opakowaniu- ok 20-30 min. Ja wolę jak jest twardsza.
Na patelni smażymy cebulę z pieczarkami. Gdy soczewica wystygnie, blendujemy ją, ale nie za bardzo gładko. Najlepiej jak zostanie dużo niezmielonych ziarenek. Do masy dodajemy pieczarki z cebulą, 2 jajka oraz przyprawy. Na koniec posypujemy wszystko świeżym czosnkiem.
Formujemy małe kuleczki i smażymy po 3 minuty z każdej strony.
Pysznie, zdrowo i prawie jak w domu. W tym wypadku "prawie" nie robi żadnej różnicy.
Najlepiej podawać z marynowaną dynią i papryką!
sobota, 16 listopada 2013
CZEKOLADOWA MUSsss!
W taki dzień jak dziś, kiedy jest zimno, szaro, nie ma się ochoty na spacery, aktywność i zdrową, lekką kuchnię. Chce się grzeszyć!!! Nie ma nic lepszego jak zaszyć się w domu, gdzieś pod kocem, włączyć ulubiony serial lub wziąć dobrą lekturę i czuć "niebo w gębie". Bo tak smakuje mus czekoladowy... Czekolada jest dobra na wszystko i w każdej formie, ale mus czekoladowy to zamkniecie wszystkich radości, przyjemności i ekstazy w jednym smaku!
Potrzebne składniki:
1 tabliczka czekolady gorzkiej
1 tabliczka czekolady mlecznej
4 jajka
cukier
Czekoladę (w osobnych naczyniach czekolada mleczna i gorzka) roztapiamy w kąpieli wodnej ( czyli w garnku gotujemy wodę, nad nim kładziemy miseczkę z pokruszoną czekoladą i czekamy aż się roztopi :).
Do 2 miseczek z wystudzonymi czekoladami dodajemy po 2 żółtka, wszystko dokładnie mieszamy.
Ubijamy białka z 4 jajek, na koniec dodajemy cukier. A następnie pianę mieszamy po równo z czekoladą na gładką masę!
Można przełożyć czekolady do naczyń na przemian gorzka-mleczna lub zrobić dwa oddzielne smaki.
Chowamy je na min. 3 godziny do lodówki. A potem...
Mój Kochany zajada się gorzką, a ja pałaszuję mleczną rozkosz.
Potrzebne składniki:
1 tabliczka czekolady gorzkiej
1 tabliczka czekolady mlecznej
4 jajka
cukier
Czekoladę (w osobnych naczyniach czekolada mleczna i gorzka) roztapiamy w kąpieli wodnej ( czyli w garnku gotujemy wodę, nad nim kładziemy miseczkę z pokruszoną czekoladą i czekamy aż się roztopi :).
Do 2 miseczek z wystudzonymi czekoladami dodajemy po 2 żółtka, wszystko dokładnie mieszamy.
Ubijamy białka z 4 jajek, na koniec dodajemy cukier. A następnie pianę mieszamy po równo z czekoladą na gładką masę!
Można przełożyć czekolady do naczyń na przemian gorzka-mleczna lub zrobić dwa oddzielne smaki.
Chowamy je na min. 3 godziny do lodówki. A potem...
Mój Kochany zajada się gorzką, a ja pałaszuję mleczną rozkosz.
wtorek, 12 listopada 2013
TĘCZOWE PLACUSZKI
Jeśli chcesz być piękna i młoda, jedz owoce i warzywa sezonowe. Życie zgodne z cyklem pór roku i korzystanie z ich dobrodziejstw jest przepisem na zdrowe i długie życie. Mimo iż na zewnątrz szaro i pochmurno, to nasza polska jesień jest wyjątkowo bogata w sezonowe specjały.
Począwszy od szanownej dyni, po jędrne kabaczki, cukinie, marchewki na krwiście czerwonym buraku kończąc. Wszystkie te warzywa mają dużo witamin z grupy B i C, dzięki którym jesteśmy odporni na wszelkie wirusy, złe samopoczucie, zmęczenie i brak apetytu!
Dlatego na dobry początek tygodnia ( na szczęście już mamy wtorek) przygotowałam dziś tęczowe placuszki z cukinii, marchewki i buraka. A poza tym to taki znak solidarności ze spaloną wczoraj tęczą!
Potrzebne składniki:
Placuszki z cukinii:
1 cukinia
1 jajko
1 ząbek czosnku
30 g mąki
sól, pieprz
Placuszki z marchwi:
2 marchewki
2 jajka
30 g mąki
2 łyżki bułki tartej (najlepiej razowej)
sól, pieprz i chilli
Placuszki z buraczka:
2 buraki
1 ząbek czosnku
1 jajko
30 g mąki
sól, pieprz
W trzech osobnych naczyniach mieszamy wszystkie składniki na placuszki cukiniowe, marchewkowe i buraczkowe. Smażymy je jednocześnie na małej ilości tłuszczu i piękną tęczę podajemy na talerze.
Smakują wybornie, a przy tym rozweselają szaro-bury dzień.
Na zakończenie muszę dodać, że największym zaskoczeniem okazały się placuszki z marchewki, które z tego całego zestawu były najpyszniejsze :)
Począwszy od szanownej dyni, po jędrne kabaczki, cukinie, marchewki na krwiście czerwonym buraku kończąc. Wszystkie te warzywa mają dużo witamin z grupy B i C, dzięki którym jesteśmy odporni na wszelkie wirusy, złe samopoczucie, zmęczenie i brak apetytu!
Dlatego na dobry początek tygodnia ( na szczęście już mamy wtorek) przygotowałam dziś tęczowe placuszki z cukinii, marchewki i buraka. A poza tym to taki znak solidarności ze spaloną wczoraj tęczą!
Potrzebne składniki:
Placuszki z cukinii:
1 cukinia
1 jajko
1 ząbek czosnku
30 g mąki
sól, pieprz
Placuszki z marchwi:
2 marchewki
2 jajka
30 g mąki
2 łyżki bułki tartej (najlepiej razowej)
sól, pieprz i chilli
Placuszki z buraczka:
2 buraki
1 ząbek czosnku
1 jajko
30 g mąki
sól, pieprz
W trzech osobnych naczyniach mieszamy wszystkie składniki na placuszki cukiniowe, marchewkowe i buraczkowe. Smażymy je jednocześnie na małej ilości tłuszczu i piękną tęczę podajemy na talerze.
Smakują wybornie, a przy tym rozweselają szaro-bury dzień.
Na zakończenie muszę dodać, że największym zaskoczeniem okazały się placuszki z marchewki, które z tego całego zestawu były najpyszniejsze :)
wtorek, 5 listopada 2013
RUKOLA Z GRUSZKĄ, SEREM PLEŚNIOWYM I SOSEM CUD
Dokładnie 18 października 2013 roku u przyjaciółki Kamili zjadłam tę sałatkę po raz pierwszy i zakochałam się w niej bez pamięci. Od tego czasu robiłam ją już z 7 razy i ciągle nie mogę wyjść z zachwytu.
Niby nic... kto choć raz nie jadł gruszek z serem pleśniowym podanych na rukoli? Ja jadłam ze 100 a nawet 138 razy. Ale ta sałatka ma w sobie coś magicznego, coś za czym się tęskni. A mianowicie sos :)
Potrzebne składniki:
rukola
kiełki lucerny
ser Lazur
2 gruszki ( najlepiej Konferencje)
prażone pestki słonecznika
Sos:
2 ząbki czosnku
2 łyżki miodu
sok z cytryny
2 łyżki octu balsamicznego
9 łyżek oliwy
Kroimy co trzeba, pestki słonecznika prażymy na patelni bez tłuszczu i mieszamy!
Najlepiej podawać z chrupiącymi grzankami i kieliszkiem białego wina!
Niby nic... kto choć raz nie jadł gruszek z serem pleśniowym podanych na rukoli? Ja jadłam ze 100 a nawet 138 razy. Ale ta sałatka ma w sobie coś magicznego, coś za czym się tęskni. A mianowicie sos :)
Potrzebne składniki:
rukola
kiełki lucerny
ser Lazur
2 gruszki ( najlepiej Konferencje)
prażone pestki słonecznika
Sos:
2 ząbki czosnku
2 łyżki miodu
sok z cytryny
2 łyżki octu balsamicznego
9 łyżek oliwy
Kroimy co trzeba, pestki słonecznika prażymy na patelni bez tłuszczu i mieszamy!
Najlepiej podawać z chrupiącymi grzankami i kieliszkiem białego wina!
poniedziałek, 4 listopada 2013
MAKARONOWE RISOTTO
Kocham Włochy i wszystko co z tym krajem związane. Nie będę oryginalna, mówiąc, że kuchnia włoska jest moją ulubioną. Bo ja bez makaronu nie potrafię żyć.
W niedziele kątem oka obejrzałam program boskiej Nigelli, która gotowała makaronowe risotto z boczkiem i zielonym groszkiem. Efekt końcowy tak mi się spodobał, że szeroko otworzyłam oczy i postanowiłam: robię to!
Tajemnicą tego dania jest maleńki makaron, który swoim wyglądem przypomina ryż.
Potrzebne składniki to:
makaron Orzo Medium
groszek zielony mrożony
cebula
czosnek
1 łyżka masła
sól
pieprz
no i szynka a najlepiej boczek
Na dnie garnka smażymy na oliwie cebulę z czosnkiem. Powinniśmy dodać do niego boczek lub szynkę, ale że nie jadam mięsa to do garnka wrzuciłam groszek mrożony a następnie makaron.
Wszystko zalałam wodą i zostawiłam do wchłonięcia.
Na osobnej patelni dla mojego lubego usmażyłam pokrojoną w kostkę szynkę.
Po 10 minutach makaron wchłonął wodę, ale pozostał cudownie al dente. Dorzucamy łyżkę masła, wszystko mieszamy, aż uzyskamy aksamitny smak i voila!
Na koniec przysmażonymi chipsami z szynki posypujemy danie i doprawiamy mielonym pieprzem :)
Z mięsem czy bez i tak jest pychotka :)
piątek, 1 listopada 2013
O MNIE...
Buon Giorno!
Jestem Dominika, zodiakalny Wodnik z lekką domieszką ADHD. Dużo mówię, głośno się śmieje i robię bałagan, gdy gotuję.
Nie jem mięsa, płaczę nad każdym kotkiem i staram się zdrowo odżywiać.
Dla mnie zdrowo znaczy smacznie. Eksperymentuje ze smakami, przerabiam wytarte przepisy i wymyślam dziwne połączenia. I udowadniam, że bez pietruszki da się żyć. Podobnie jak Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście"potrafię powiedzieć 'poproszę bez pietruszki' w kilku językach. I wymyślam w restauracji straszne alergie na to biało-zielone warzywo.
Gotuję w małej kuchni na Popiełuszki, gdzie nie ma miejsca dla pietruszki :)
Jestem Dominika, zodiakalny Wodnik z lekką domieszką ADHD. Dużo mówię, głośno się śmieje i robię bałagan, gdy gotuję.
Nie jem mięsa, płaczę nad każdym kotkiem i staram się zdrowo odżywiać.
Dla mnie zdrowo znaczy smacznie. Eksperymentuje ze smakami, przerabiam wytarte przepisy i wymyślam dziwne połączenia. I udowadniam, że bez pietruszki da się żyć. Podobnie jak Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście"potrafię powiedzieć 'poproszę bez pietruszki' w kilku językach. I wymyślam w restauracji straszne alergie na to biało-zielone warzywo.
Gotuję w małej kuchni na Popiełuszki, gdzie nie ma miejsca dla pietruszki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)